pasażer pasażer
185
BLOG

[f] Filmowa krótka piłka (3)

pasażer pasażer Kultura Obserwuj notkę 1

 


"Wall Street: Pieniądz nie śpi"

Wiele oczekiwaliśmy od tego filmu. Oliver Stone miał nam pokazać na kinowym ekranie potwora, którego znamy z gazet i z telewizji. Niektórzy może bardziej niż na film o katastrofie czekali na "Wall Street II". Reżyser postanowił zadowolić i tych, i tych, i jeszcze dorzucił coś dla amatorów kina familijnego. Niestety składniki nie przegryzły się.

Zadanie domowe na temat jak kapitalizm się załamał, Stone odrobił, ale bez polotu. Prawdy, które spodziewaliśmy się usłyszeć, słyszymy, lecz bez przekonującej ilustracji fabularnej. Wygłoszony ex cathedra wykład nie zawiera niczego odkrywczego, z wyjątkiem może dyskusyjnej tezy, że kryzys wywołali grający na zniżkę chciwcy, rozpuszczając plotki przez internet, zaś starej daty bankierom, ofiarom tych działań, należy się odpuszczenie, bo to poczciwi ludzie, tyle że zagubieni w gąszczu nowoczesnych instrumentów finansowych.

Teza dyskusyjna, ale przydatna o tyle, że w filmie dzieje się najciekawiej, dopóki na ekranie widzimy jednego z tych starych poczciwców, czyli przez pierwsze pół godziny. Ta postać wnosi pewne uniwersalne spojrzenie, z dystansu, na giełdę, pieniądze i cały ten zgiełk. Potem następuje podmiana mentora, wkracza Gekko, lecz jego postać już do końca filmu nie daje rady dostatecznie się rozpędzić - mam wrażenie, jakby zabrakło właśnie tych początkowych 30 minut.

Zadziwiające, że w tym filmie, który wyraźnie cierpi z powodu niedoczasu, chęci upakowania zbyt wielu wątków - jednocześnie zdarzają się dłużyzny, jak np. rozmowy Gekko z córką. Tajemnicą pozostają motywacje kluczowych postaci, zwłaszcza młodego Jake'a Moore'a. Takie a nie inne jego postępowanie jest konieczne, aby akcja mogła się rozwijać według planu, ale wypada zupełnie niewiarygodnie. Zawodzą niektóre sceny biznesowe, np. rozmowy z chińskimi inwestorami, którzy w wyniku krótkiej wymiany zdań przekonują się do zupełnie sobie nieznanej nowej technologii.

Po stronie pozytywów należy wymienić walory wizualne. Można nacieszyć oko komputerowo-transowym obrazem giełdy i miasta - autor zdjęć sobie nie żałował, nawet nowojorskie metro wygląda jak wypasiony klub nocny.
 

Wall Street: Pieniądz nie śpi, reż. Oliver Stone, USA  2010    

- - - - -



"Jestem miłością"

Tego lata, w paru dużych polskich miastach, można było zapoznać się ze zjawiskiem kulturalnym zwanym "kino LGBT" (lesbian, gay, bisexual, transgender). Do kategorii LGBT bywają zaliczane całkiem porządne, "zwykłe" filmy - jeśli akurat obecne są w nich wątki homoseksualne - jednak istnieje bardzo specyficzny, "dedykowany" LGBT typ filmu, charakteryzujący się prostym jak budowa cepa scenariuszem, stereotypowo rysowanymi postaciami, a przede wszystkim końską dawką prohomoseksualnej, albo antyheteroseksualnej, jak kto woli, propagandy. To filmy typowo "branżowe", do kina bez przymiotnika nie kwalifikujące się, raczej niestrawne dla widza spoza środowiska (dla wielu ze środowiska pewnie też).

"Jestem miłością" okazuje sie być, o dziwo, produkcją utrzymaną w "poetyce" właśnie owego szczególnego kina LGBT, choć nie od początku to widać, a jedyny jawnie homoseksualny wątek jest wątkiem pobocznym.

Początek filmu jest bardzo dobry - dopracowana, bogata scenografia, staranne zdjęcia, nieśpieszna, ale nie nudna, prezentacja środowiska i osób dramatu. Kontrowersyjnie robi się, gdy akcja, programowo niejako, zaczyna koncentrować się wokół jedzenia - idea przeniesienia "przez ekran" rozkoszy podniebienia wydaje się cokolwiek filmowo niedojrzała. Co prawda, w rezultacie kulinaria okazują się tyleż tematem, co środkiem do celu - pełnią rolę afrodyzjaka, jednak gdy na łące, w scenie miłosnej pełnej światła, kwiatków, mrówek i żuczków film osiąga swój orgazm, jest to jednocześnie jego koniec. Przykra i niespodziewana okoliczność, tym bardziej, że niestety, wysiedzieć trzeba jeszcze chyba ze trzy kwadranse. Przez ten pozostały czas nie ma już czego oglądać, film staje się 1164 odcinkiem brazylijskiej telenoweli, z właściwą dla tego gatunku ekspresją i rozwiązaniami fabularnymi. I tak pozostalibyśmy w osłupieniu, nie wiedząc, jaki jest sens tego wszystkiego, gdyby nie symbole, szczególnie mocno eksponowane w końcówce - tęczowe motywy na okładce książki, męsko wyglądająca bohaterka, zakładająca w symbolicznej scenie marynarkę, i wreszcie pompatyczny finał, zwrócony przeciwko zeskorupiałemu światu tradycji, zbudowanemu na fałszu i tłumieniu pragnień.

Szkoda w tym wszystkim bardzo dobrej, zaangażowanej roli Tildy Swinton, która, dopóki nie włożyła tej marynarki, miała też w sobie wiele uroku.
 

Jestem miłością, reż. Luca Guadagnino, Włochy 2009    

pasażer
O mnie pasażer

Produkty, których reklama pojawia się powyżej, to badziewie. Nie polecam. Zdjęcia: © pasażer. Kopiowanie zdjęć z bloga w celach innych niż prywatny użytek domowy wyłącznie za zgodą autora. Po co się powtarzać: → Prawicowa publicystyka środka w formacji młyna → Szkodliwość promieniowania radioaktywnego - cicha rewolucja → Rura II. Decydujące starcie → Kiedy EU-Salon? W kinach:                      zobacz ->  Więcej filmów Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom     Operacja Argo   Anna Karenina  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura