Na postępującą integrację europejską patrzę jak na zjawisko przyrodnicze. To jest takie coś, co się dzieje. To robią ONI, nie wiem, z jakimi intencjami. Owszem, słyszałem: "aby konkurować z wielkimi gospodarkami USA, Chin, to trzeba". Nie wiem. Nie jestem przekonany. (Jeśli to prawda, martwię się o Argentynę.)
Czy przesadzę, jeśli powiem, że podobnie odczuwa to 99% Polaków?
Integracja nadchodzi i gromadzi się nad naszymi głowami nieuchronnie (będziesz miała EU, jak jesienna burza). Wkracza w nasze życie zdecydowanie. Daje pieniądze jak bogaty wujek. Określa, gdzie można zbudować drogę. Jest ostateczną instancją w wielu kwestiach. Urzędy wywieszają dwie flagi, polską i unijną.
Temu procesowi, oddawania części życia społecznego we władanie Unii, towarzyszy pewien dysonans. Czegoś tu brakuje. Unia uchwala to czy tamto, ale jak to się właściwie odbywa? Czy są jakieś tarcia? Czy są tam mohery i antypisowcy? Gdzie się odbywa debata publiczna? Który kanał włączyć, aby zobaczyć dyskusję między EU-Semką a EU-Żakowskim? Na którym forum mogę wdać się w pyskówkę z Hiszpanami na temat pierwiastkowego podziału głosów?
Innymi słowy, mam takie wrażenie, że procesowi oddawania przez ojczyzny części kompetencji do Brukseli nie towarzyszy odpowiedni proces przeniesienia części dyskusji na forum europejskie.
W ten sposób, znaczenie toczonych przez nas dysput powoli maleje i coraz bardziej stają się one tylko sportem narodowym i materią dla lokalnego przemysłu medialnego. O ważnych natomiast decyzjach będziemy coraz częściej dowiadywać się z komunikatów z Centrali.