pasażer pasażer
183
BLOG

[f] "Czeski błąd"

pasażer pasażer Kultura Obserwuj notkę 10

 


Średnio udany film, który ogląda się z zainteresowaniem, niekiedy z konfuzją, złożony z ciekawych klocków, tyle że te klocki są trochę zbyt bezładnie porozrzucane. Przyzwoita realizacja, niezłe aktorstwo, trochę ludzkiego ciepła na te jesienne dni - można zobaczyć, nie boli, uruchamia szare komórki, choć nie porywa. Ze względu na temat - towar deficytowy.


Tyle można napisać, nie zdradzając tajemnic filmu. W tym miejscu zatem ostrzeżenie - dalsza lektura tekstu grozi częściową utratą przyjemności oglądania, czyli, jak to mówią, UWAGA, SPOILER!


Wbrew temu, co można by sądzić na podstawie reklamówki, "Czeski błąd" jest filmem obyczajowo-społecznym, traktującym o lustracji, a nie zwykłą obyczajówką o związkach i zdradzie. Jego konstrukcja jest cokolwiek dziwna - składa się z trzech różnych pod względem filmowego gatunku części, choć nie są to bynajmniej cześci wyodrębnione formalnie, a nawet trudno powiedzieć, na ile zamierzone. W pierwszej tercji rozgrywane są problemy rodzinne, mało oryginalne, czasem jednak mające niestandardowy przebieg. Środkowa część to zagadka lustracyjna, przypominająca kryminał - reżyser Jan Hřebejk umiejętnie wodzi nas za nos, zmieniając co chwila perspektywę opowiadania. Ciekawie także konfrontuje sprzeczne relacje, z których każda wydaje się wiarygodna. Wreszcie część ostatnia, "kino ameliowe", trochę poetyckości, trochę wzniosłości, optymistyczne przesłanie. Zaskakujące, i niekiedy rozczarowujące, jest odsunięcie, w częściach drugiej i trzeciej, na plan dalszy bohaterów części pierwszej. Zwłaszcza szkoda sympatycznej i dobrze zagranej Lucie (Lenka Vlasáková, jakaś podobna tu do Brodzik).


Co "Czeski błąd" ma do powiedzenia na temat lustracji? Choć chwilami może się wydawać, że coś ciekawego, jednak gdy spojrzeć nań z dystansu - okazuje się, że niewiele. Głównie chyba to, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, każdy ma coś na sumieniu, mimo więc wszelkich zaszłości, siądźmy razem do stołu - nie musimy sobie od razu wybaczać, ale napijmy się wina i pogadajmy.


"Nikt nie jest doskonały" - tę prostą konstatację na temat ludzkiej kondycji reżyser wypowiada mądrze, poprzez pokazanie ludzi, ich postaw, zdarzeń - bez osądów. Czy jednak do końca zachował "chłodne oko", dystans, nie dopycha niczego nogą? Niepotrzebnie doczepione do filmu postscriptum próbuje, jak się wydaje, przypisać całej opowieści banalny i naciągany morał - żyjmy w zgodzie, bo jeśli się pożremy, to ONI będą tylko zacierać ręce. Oni, komuniści, esbecy, nasi "słuszni" przeciwnicy na zawsze. Takie przesłanie na koniec dziwi tym bardziej, że zostało właściwie wcześniej w filmie wyśmiane. Inna wątpliwość - jeśli w filmie jest ktoś, kto jako jedyny od zawsze, "przez skórę", czuł coś, czego inni się nie domyślali, to dlaczego trzeba z niego od razu zrobić aż takiego idiotę? Rozumiem - przenikliwy, więc frustrat, nieprzystosowany, może nawet informatyk, ale żeby aż takiego głupka z niego robić?


Na marginesie, majaczy tutaj dość upiorny przekaz całej opowieści, może nadany podświadomie. Widzimy oto przekrój przez cztery pokolenia. Nastolatka - niewiele ją to wszystko obchodzi, teoretycznie - czysta karta. Jej rodzice - mało poważne pokolenie, wychowane w komunizmie, lecz zbyt młode, żeby na walce z nim coś ugrać lub stracić. Ich z kolei rodzice, pokolenie większego kalibru - bojownicy o wolność, teoretycznie przegrani lub wygrani, w praktyce, jak się okazuje, wszyscy wylądowali nie najgorzej. Dzięki komu? Otóż to, dzięki tym, którzy są na szczycie tej piramidy, autorytetowi najwyższemu, odchodzącemu już, ale reprezentowanemu jeszcze przez esbeka-arystokratę, przedstawiciela systemu, ktory co prawda był pełen skurwysyństwa, ale miał moc, i był solidny - nie rozmieniał się na żadne wątpliwości czy wyrzuty sumienia. Ten odchodzący powoli do legendy system opiekował się każdym po ojcowsku, wiedział, co dla kogo jest najlepsze, nawet młodym, niedojrzałym buntownikom wybierał najlepszą dla nich drogę życiową.


Na zakończenie listy zastrzeżeń - w filmie dość niepostrzeżenie przechodzi się do porządku dziennego nad faktem, że uroczysta i patetyczna spowiedź grzesznika, którą każe nam się brać za dobrą monetę, odbywa się już po wyjściu prawdy na światło dzienne, więc jej wartość jest właściwie żadna.


Czym "Czeski błąd" zaskakuje? Tym, że podobno Czesi rozwiązali problem lustracji lepiej niż my i mają go z głowy, a tymczasem, jak widać - wcale nie. Jednym się różnią - potrafią zrobić przyzwoity film na ten temat.

 

- - - - -

"Czeski błąd", reż. Jan Hřebejk, Czechy  2009  

 

pasażer
O mnie pasażer

Produkty, których reklama pojawia się powyżej, to badziewie. Nie polecam. Zdjęcia: © pasażer. Kopiowanie zdjęć z bloga w celach innych niż prywatny użytek domowy wyłącznie za zgodą autora. Po co się powtarzać: → Prawicowa publicystyka środka w formacji młyna → Szkodliwość promieniowania radioaktywnego - cicha rewolucja → Rura II. Decydujące starcie → Kiedy EU-Salon? W kinach:                      zobacz ->  Więcej filmów Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom     Operacja Argo   Anna Karenina  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura