"Jej droga"
Ładna stewardessa bośniackich linii lotniczych i jej niełatwy związek. Film bez pasjonującej fabuły i wielkich temperatur, ale wciągający, dobrze zrealizowany, interesujący od początku do końca. Ciekawe punkty zwrotne, niekoniecznie na poziomie akcji, a raczej interpretacji. Tych zresztą można znaleźć w prasie wiele rozmaitych, choć nie spotkałem takiej, która wydaje mi się dość oczywista. Ale jej tu nie zdradzę.
Jej droga, reż. Jasmila Žbanić, Austria, Chorwacja, Niemcy, Bośnia i Hercegowina 2010
- - - - -
"Moon"
Sugestywna wizja, zasługująca na szacunek za niezłą robotę wykonaną za nieduże pieniądze, pozostawiająca jednak wrażenie niedosytu. Wielkie s-f pojawia się tu tylko w postaci odwołań, może hołdu, jak w scenie, gdy w miejscu kosmicznego odosobnienia bohater widzi nagle kobietę w fotelu.
Diabeł tkwi w szczegółach, tu czasem niedopracowanych, ale także pomyłkach większego kalibru, takich jak źle rozegrany wpływ komputera na rozwój wydarzeń, czy mocno rozbudowany motyw łączności z Ziemią, który nie wywołuje żadnych emocji, a powinien.
Nie zachwycił mnie też fakt, że Kevin Spacey schował się do obudowy i mówi tym lekko ironicznym głosem Prota z K-PAX'a, udając komputer. No ale ja w ogóle nie przepadam za komputerami z osobowością.
Moon, reż. Duncan Jones, Wielka Brytania 2009
- - - - -
"Tetro"
Dobry, chwilami bardzo dobry film, z niezrozumiale słabym zakończeniem, które poza tym, że stanowi jakieś fabularne zamknięcie, nie jest do niczego filmowi potrzebne, a wręcz rozmija się z całą resztą. Do tego zdumiewa taniością i patosem. Może Coppola pisał scenariusz tak, jak jego bohater - bez zakończeń, a finał powierzył komuś młodszemu? Byłaby to kosztowna zabawa, bo niestety degradująca film.
Niezrozumiała jest także rezygnacja z jakości obrazu - za jakie grzechy ta cyfrowa pulpa, z efektem mono jak z taniego programu graficznego? Miało drażnić i przeszkadzać? No to się udało.
Tetro, reż. Francis Ford Coppola, Argentyna, Hiszpania, USA, Włochy 2009
- - - - -
"Zgorszenie publiczne"
Scenariusz tego filmiku jest cienki jak Wyborcza bez dodatków, a ostatnie pół godziny to całkowita nuda. Ma jednak pewne atuty - pani Horawianka w niezwykłym dla siebie wcieleniu, śląska gadka "z jajem", wesoły obraz pikniku bezrobocia na gruzach przemysłu, sympatyczni bohaterowie (dobry Czeczot), no i niezawodny Marian Dziędziel w tańcu brzucha w rytmie Boney M.
Nie do wybaczenia - niewykorzystany Andrzej Mastalerz.
Zgorszenie publiczne, reż. Maciej Prykowski, Polska 2008 (?)
- - - - -
"Bazyl. Człowiek z kulą w głowie"
Grupka oryginałów ze Śmietnikolandii daje do wiwatu paskudnym zbrojeniowcom, za pomocą pantomimy i sznurka. Od pierwszych minut widać, że to będzie danie bez protein, ale można było liczyć choć na lekką sałatkę owocową. A tu masz - tort, tort, tort, na deser bezy. Zamiast postaci - figurki, zamiast akcji - multum akcyjek, co trzy minuty uciecha, że znów się udało. Na nic się zdał oryginalny początek, na nic imponujące dopracowanie fantasmagorii, na nic kilka śmiesznych żartów - po zapłaceniu rachunku potrzebny środek na niestrawność.
Uwaga - reżyser recenzuje widza. "Chyba tylko ślepy nie zauważył, że ci dwoje czują do siebie miętę" - padają pod koniec słowa, tyczące się dwojga bohaterów. Starałem się robić dobrą minę do złej gry, ale uszy mnie piekły, jak wychodziłem z kina.
Bazyl. Człowiek z kulą w głowie, reż. Jean-Pierre Jeunet, Francja 2009